Choroba zabrała mu wszystko. Najbliżsi się go bali, nie byli w stanie go rozpoznać. Ceniony muzyk cierpiał katusze
Marek Grechuta jest niekwestionowaną legendą polskiej sceny muzycznej. Choć jego popularność przypadała na lata 70. i 80., jego nazwisko do dziś budzi wiele emocji, ponieważ jego utwory są chętnie słuchane przez kolejne pokolenia. Choć osiągnął spektakularną karierę, nie każdy fan zdaje sobie sprawę, że w życiu prywatnym mierzył się z wieloma problemami, które utrudniały jemu oraz jego najbliższym normalne funkcjonowanie. Szczegóły choroby, z którą się zmagał, są wstrząsające.
Marek Grechuta był jednym z najwybitniejszych artystów polskiej sceny muzycznej
9 października 2006 roku odszedł Marek Grechuta — jeden z najlepszych polskich muzyków, którego legenda jest utrwalana po dziś. Był wybitnym artystą, który osiągał sukcesy zarówno jako piosenkarz, kompozytor oraz poeta. Spoczął w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, ponadto został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Jego nazwisko do dziś jest w Polsce doskonale znane ze względu na odporne na upływ czasu przeboje takie jak “Dni, których nie znamy”, “Wiosna, ach to ty”, “Będziesz moją panią” czy “Ocalić od zapomnienia”.
Jednak nie wszyscy fani zdają sobie sprawę, jak barwne, a jednocześnie złożone było życie artysty. Marek Grechuta przez wiele lat zmagał się z chorobą, która uczyniła jego ostatnie chwile wyjątkowo trudnymi. Mimo wspaniałej kariery ostatnie lata życia były dla niego oraz jego najbliższych wyjątkowo przygnębiające i wstrząsające.
Barwne życie prywatne Marka Grechuty
Marek Grechuta wychowywał się bez ojca. Mimo iż dbały o niego mama, babcie, ciocie oraz siostry, ten fakt na zawsze odcisnął swoje pięto na artyście, który poszukiwał akceptacji i bezwarunkowej miłości. Gdy będąc na studiach przeżył pierwsze poważne zerwanie, ujawniła się w nim choroba afektywna dwubiegunowa , która w późniejszych latach jego życia jeszcze nie raz dała o sobie znać.
Przez myśl mi nie przeszło, że zwiążę się dozgonnie z artystą. Wychodziłam za mąż za architekta, a nie za twórcę, mającego całe lata spędzić na estradzie. Kariera sceniczna Marka mogła się przecież skończyć tak szybko, jak prędko się zaczęła (wiadomo, ilu artystów było jedynie efemerydami). Ale los zdecydował inaczej, więc rolę małżonki artysty należało zagrać najlepiej, jak można – pisała Danuta Grechuta na łamach biografii poświęconej mężowi. Jednocześnie kobieta zaznaczyła, że życie z Grechutą nie było proste.
Choć Danuta i Marek Grechuta tworzyli małżeństwo do końca dni muzyka, nie można powiedzieć, że było ono sielanką. Jego żona przyznała, że muzyk często dobitnie okazywał swój zły humor, w dodatku dawał odczuć, że nigdy się nie myli. Natomiast prosząc o recenzje nowych utworów, nie chciał liczyć się z krytyką.
W pewnym momencie gruchnęły plotki, że zmagał się z chorobą alkoholową. W rzeczywistości jego specyficzne zachowanie miało być przejawem postępującej choroby:
Grechuta praktycznie w ogóle nie pił alkoholu [...]. Przyczyną większości problemów Grechuty była nękająca go przez wiele lat choroba afektywna dwubiegunowa. Cyklicznie pojawiały się u niego stany depresyjne, nad którymi nie potrafił zapanować. Schorzenie to w znacznym stopniu utrudniało jego karierę artystyczną, nie pomagały mu w niej również silne środki farmakologiczne, które regularnie zażywał. Artysta potrafił przerwać występ lub próbę bez słowa wyjaśnienia [...] – czytamy na łamach książki "Chwile, których nie znamy. Opowieść o Marku Grechucie".
ZOBACZ TEŻ: Stanisława Ryster z „Wielkiej gry” ostro o nowych twarzach „PnŚ”. „Pi***i na zewnątrz, sukienki do pół uda”
Przykre kulisy choroby Marka Grechuty
Intensywny tryb życia oraz nieustanne koncertowanie miało mieć pod koniec życia zły wpływ na Marka Grechutę.
Trasy, przeciążenia, koncerty, noclegi w obcych miejscach - tłumaczyła Kora Jackowska. - Takie życie człowieka rozwala, naraża na olbrzymi stres. Trzeba być Madonną, chyba pozbawioną systemu nerwowego, żeby znosić tę wirówkę. Marek, jej przeciwieństwo [...], śpiewając emocjonalne piosenki, oglądany z bliska, odczuwał ogromne obciążenie – możemy przeczytać w biografii artysty.
Choroba sprawiła, że coraz bardziej przejmował się negatywnymi komentarzami na swój temat. Ciężko mu było również znieść konstruktywną krytykę. Artyści, którzy mieli okazję z nim współpracować, twierdzili, że było to bardzo trudne doświadczenie. Tymczasem bezlitosna choroba coraz bardziej wpływała na jego karierę oraz życie osobiste.
Był już ciężko chory. Drżał z lęku, nie mógł śpiewać. Pomyślałam, że nie wezmę go już do żadnego koncertu, bo wiem, jak dużo go to kosztuje. A jednak w 2000 roku Marek wystąpił na jubileuszowej FAMIE. Krzysiek Jasiński musiał mu zasznurować buty, sam nie był w stanie ich włożyć. I Marek wtedy nie zaśpiewał. Śpiewała za niego cała publiczność. W tej chorobie czuł jakąś niezwykłą potrzebę bycia kochanym – pisała w swojej książce Magda Umer.
Doszło do tego, że znajomi byli przerażeni jego stanem zdrowia.
Marek nie był już cherubinkiem i nie wyglądał na ucznia gimnazjum. Bardzo utył, twarz mu się zmieniła. [...] Nic nie wiedziałem o jego chorobie aż do momentu, gdy w rozmowie pojawiły się niepokojące sformułowania. Powiedział: "Wiesz, mam syna". "Tak, słyszałem". "Ale on ma kwadratową głowę". Oniemiałem. Żeby poważny człowiek, którego darzę sympatią. "Jak to? - pytam". "Kiedy spał, usiadłem przy łóżku i patrzę, a głowa kwadratowa". Mówił to z największą powagą. Krew odpłynęła mi do stóp. Wiedziałem, że z Markiem jest niedobrze, jeśli opowiada takie rzeczy. Ze względu na stan zdrowia Marek nie nagrywał nowych płyt, na rynku pojawiały się jednak albumy kompilacyjne i koncertowe. Na nowy materiał trzeba było poczekać aż do 2003 roku, kiedy ukazała się płyta "Niezwykłe miejsca", poświęcona jego ulubionym miastom. Album zawierał wspaniałą muzykę, ale od strony wokalnej okazał się klęską i właściwie można go uznać za zapis postępującej choroby artysty, który nie chciał się poddać i walczył do końca – opowiadał Bogusław Kaczyński.