Parafianie chcą zemsty po tym, co zrobił ksiądz. Gdy się dowiedzieli, wieść rozhulała się na całą Polskę
Parafianie żądają sprawiedliwości za czyn, którego dopuścił się miejscowy proboszcz. Podjął radykalną i — jak twierdzą władze — samowolną decyzję w sprawie terenu wokół kościoła. Tym samym ściągnął na siebie gniew wiernych. Ksiądz nie widzi problemu, zdecydowanie odpowiada na zarzuty. Mówi o linczu.
Parafianie i radni z miejscowości Gieczynek koło Wielenia wołają o pomstę i zapowiadają zemstę oraz podjęcie kroków prawnych. Tymczasem ksiądz nie widzi problemu i odpowiada na zarzuty.
Ksiądz podjął decyzję, usunął "symbol". Teraz wierni żądają sprawiedliwości
O wsi Gieczynek koło wielkopolskiego Wielenia słyszy się dziś w całej Polsce. Wszystko przez radykalną i nieodwracalną decyzję, która podjął tamtejszy proboszcz, Tomasz Styczeń — jak twierdzą władze — bez porozumienia i zgody. W sobotę 11 lutego z terenów wokół kościoła zniknęło 7 wiekowych drzew, które rosły tam od dekad, a nawet stuleci. Niektóre ze wspaniałych dębów miały 80 lat, inne, 150-letnie mogły być z powodzeniem uznane za pomniki przyrody.
Wystarczy jednak wspomnieć, że dla mieszkańców okazy te stanowiły niejako symbol, a nawet dumę całej parafii. Wielu z nich nie ukrywa, że decyzja duchownego złamała im serca. W rozmowie z asta24.pl wielu z nich skarżyło się, że ksiądz zlecił usunięcie “po cichu” i w tajemnicy. Nie mieli pojęcia, co zamierza.
Tym większym gniewem zapłonęli, kiedy zobaczyli, że ze wspaniałych drzew zostały tylko smętne pniaki. Oburzeni, już zapowiadają zemstę.
Drewno i żołędzie zamiast pieniędzy na tacę. Ksiądz rozjuszył wiernych i władze
- Cóż, serce się kraje. Te drzewa to była ozdoba wioski Gieczynek - ubolewa na łamach serwisu Mariusz Sobieski, emerytowany leśnik z parafii.
Reszta wiernych, równie poruszonych całym zajściem, gniewnie zapowiada, że nie zamierza odpuścić proboszczowi tego występku. Kiedy sprawą zainteresowała się redakcja “Gazety Wyborczej”, mieszkańcy nie żałowali pomysłów na zemstę.
- W niedzielę zamiast na tacę pieniądze to rzucimy mu te plastry drewna.
- Nazbieramy żołędzi i żołędzie rzucimy na tacę, by nowe dęby posadził - zapowiadają.
Oburzeni decyzją księdza są także Paweł Aftarczuk, sołtys Gieczynka, który podkreśla, że duchowny działał bez porozumienia z gminą i nie doszło do żadnych ustaleń w tej sprawie.
- W niedzielę po mszy świętej spotkaliśmy się z księdzem. Stwierdził, że nie ma nam o czym opowiadać i z czego się tłumaczyć, bo jest to jego teren, jego dęby i robi z tym, co chce - przekazuje na łamach astra24.pl i dodaje, że proboszcz zaznaczył, że drewno ze ściętych dębów przeznaczy na opał.
Tymczasem leśnicy podają, że drzewa były w dobrej kondycji. Z całą pewnością nie zagrażały więc kościołowi ani okolicy.
Ksiądz tłumaczy się z decyzji. "Szkalowali mnie"
Redakcji “Gazety Wyborczej” udało się wreszcie skontaktować z samym zleceniodawcą wycinki. Ksiądz Tomasz Styczeń zaznacza, że zgodę na działanie uzyskał, a urzędnicy wycofują się ze swoich własnych słów. Twierdzi, że prośba o zgodę na działanie trafiła do administracji 19 stycznia. Według jego słów 15 lutego miała też dobyć się druga wizja lokalna, jednak drzewa zniknęły już kilka dni wcześniej.
- Zaufałem urzędnikowi, że zna prawo i doradza słusznie. I to, co mówi, jest jednoznaczne i nieodwołalne. Niestety zaprzecza teraz swoim słowom i czyni ze mnie ofiarę - tłumaczy w mailu do redakcji.
Duchowny twierdzi, że ma już plan zagospodarowania przestrzeni i podkreśla, że “chociaż za prąd w świątyni było czym zapłacić”. Potwierdza też, że w niedzielę po mszy spotkał się z ostrą reakcją sołtysa i parafian, w jego stronę miały paść niewybredne słowa.
- Nastąpiła wioskowa wrzawa [...] Po mszy zebrali się ludzie wraz z sołtysem, którzy, agresywnie się zachowując wobec mnie, domagali się rozmowy na temat uporządkowanego terenu. Społeczność zebrana na tym wiecu groziła mi linczem (były krzyki "sprzątniemy cię"). Szkalowali mnie w swoich wypowiedziach - żali się.
Słowom księdza, jakoby miał uzyskać zgodę na wycinkę zaprzecza także Elżbieta Rybarczyk, burmistrz Wielenia. Zapewnia jednak, że na miejsce udał się już Kierownik referatu ochrony środowiska, a wkrótce podjęte zostaną kolejne kroki. Niewykluczone, że w sprawę włączy się policja.
Źródło: Onet, Gazeta Wyborcza, asta24.pl