"Liczyłam na przyjaciół. A w potrzebie to pies bardziej mi pomógł"
Nieważne, jak banalnie brzmi stare powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Te słowa są wciąż aktualne, o czym przekonała się nasza czytelniczka, pani Beata. Gdy życie rzuciło jej kłody pod nogi, srogo zawiodła się na swoich kolegach i koleżankach.
Po śmierci męża pani Beata została sama
Jak napisała nam pani Beata na Facebooku w reakcji na jeden z artykułów na temat relacji rodzinnych, "jak była młoda i głupia to wierzyła w ludzi, ale na starość zmądrzała" (pisownia oryginalna).
"Miałam znajomych i przyjaciół. Ale już nie mam, bo jak przyszło co do czego, to mnie zostawili i pies bardziej pomógł mi niż oni" - pisze pani Beata.
Jak tłumaczy nasza czytelniczka, swoje nastawienie do znajomych zmieniła trzy lata temu, po śmierci swojego męża. Pani Beata ma żal do kolegów i koleżanek, że nie dali jej żadnego wsparcia.
W Danii zakazana, a w Polsce to hit. Tajemnica piekielnej zupki W ZUS czekają pieniądze po członkach rodziny. Po 12 miesiącach przepadająZawiodła się na koleżankach i kolegach
"Przyszli na pogrzeb, a wielu z nich ostatni raz widziałam na stypie" - pisze pani Beata. "Czasami jeszcze zadzwonią na imieniny, ale już mało kto" - dodaje. O innym wsparciu też nie ma mowy, jak wynika z relacji naszej czytelniczki.
Pani Beata podkreśla, że wcześniej mieli z mężem dobre relacje ze znajomymi. "Nawet na urlopy pod Ełk razem jeździliśmy, nad jezioro (...) A odkąd męża nie ma, to i przyjaźnie się skończyły". Pani Beata uważa, że zna wytłumaczenie.
"Ja po jego śmierci (męża - przyp. red) może i też odcięłam się od ludzi na jakiś czas (...) Sama w żałobie do nikogo nie zadzwoniłam, bo nie miałam ochoty. Dopiero potem do mnie dotarło, że i do mnie też nikt nie dzwonił (...) Jak wcześniej zapraszali mnie na spacery i do cukierni, tak ze smutną babą nikt nie chce mieć do czynienia" - pisze pani Beata.
"Może i wcale im się nie dziwię, po co sobie głowę zawracać" - dodaje.
"Pies pomógł mi bardziej niż ludzie"
Pani Beata podkreśla, że przestała wtedy wierzyć w ludzi i to, że w razie potrzeby może liczyć na znajomych.
"Bardziej mi wtedy pomógł pies. Jeszcze jak mąż żył, to go wzięliśmy ze schroniska (...) Nie opuścił mnie i zawsze było po co ruszyć się z domu i wyjść na powietrze (…) Przytulał się, nie odstępował mnie na krok jeszcze kilka miesięcy, jak męża już nie było. On mi pomagał tak jak nikt inny" - czytamy.
"Dlatego jak czytam, że ktoś liczy na znajomych, a nie na siebie, to pukam się w głowę" - dodaje pani Beata. "Im wcześniej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas. Przynajmniej nadziei sobie nie trzeba robić. Najlepszy przyjaciel człowieka to pies, i tylko z tym się zgadzam" - dodaje.