Silver.Lelum.pl > Z życia wzięte > "Mówią mi, że muszę być silna". Na żałobę nie ma cudownej pigułki [ROZMOWA]
Łukasz Jadaś
Łukasz Jadaś 25.04.2024 11:36

"Mówią mi, że muszę być silna". Na żałobę nie ma cudownej pigułki [ROZMOWA]

Agnieszka Romanek-Wdowicz
Fot. Agnieszka Romanek-Wdowicz/archiwum prywatne/Pexels/B'shree Jagdale

“Czasami żałoba uderza nas najmocniej w banalny sposób. Możemy nagle pomyśleć sobie: kurczę, wśród tylu ludzi na świecie tylko on wiedział, jakie cukierki lubię. A już go nie ma. Trudno jest, zwłaszcza w dojrzałym wieku, odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości” - mówi w rozmowie z nami Agnieszka Romanek-Wdowicz, psychoterapeutka, która w fundacji Nagle Sami pracuje na co dzień z osobami w żałobie.

Wraz z żałobą przychodzi czasem poczucie winy

Łukasz Jadaś: Żałoba ma pięć etapów. Na początku zaprzeczamy temu, że kogoś już nie ma. Potem wpadamy w gniew, próbujemy targować się z losem. Pogrążamy się w smutku, a potem przychodzi akceptacja. To wiemy o żałobie z obiegowej wiedzy. Ale co jeżeli przeżywamy żałobę inaczej? Czy rzeczywiście żałoba przebiega zawsze w taki sam sposób?

Agnieszka Romanek-Wdowicz: Niekoniecznie. Obecnie odchodzi się zupełnie od tych sztywnych etapów żałoby na rzecz podkreślenia różnic w jej przeżywaniu. Żałoba jest naturalną, ale bardzo indywidualną reakcją organizmu na stratę.

Model tych pięciu etapów jest w obiegu, ale teraz znacznie częściej zwracamy uwagę na to, jak każda osoba reaguje na stratę i jak ją przeżywa. Nie trzymamy się sztywno tego schematu. Żałoba nie działa tak, że COŚ musi wydarzyć się po CZYMŚ.

Jeżeli nie doświadczamy gniewu, albo nie próbujemy targować się z losem, to nie oznacza to, że coś jest z nami nie tak. Po prostu przeżywamy żałobę inaczej. I to też jest OK.

Żałoba może przebiegać też w różny sposób z różnych powodów. Mamy przecież wiele strat w naszym życiu i nie dotyczą one tylko śmierci bliskiej osoby. Są straty związane z utratą ukochanego zwierzęcia, zdrowia czy pracy. Rozwód to też rozstanie i strata. Czasem stratą jest przejście na emeryturę, bo tracimy kontakt z koleżankami i kolegami. W przypadku takich zdarzeń również mamy często do czynienia z żałobą.

Im więcej mamy lat, tym więcej takich doświadczeń na koncie.

Do tego wraz z wiekiem często dochodzi poczucie osamotnienia. Często jest tak, że dzieci wyfrunęły już z domu, a małżeństwa zostają same. Rówieśnicy również “znikają” - chorują, odchodzą, albo zajmują się wnukami i mają dla nas coraz mniej czasu. 

Gdy chodziło się do pracy, to przez 8 godzin dziennie byli koleżanki i koledzy. A kiedy jest się na emeryturze, trzeba sobie samemu zorganizować czas i życie. 

Często nie ma już takich kontaktów społecznych. Trzeba po nie samemu sięgnąć, co wymaga pewnego wysiłku i umiejętności społecznych. W żałobie to może być szczególnie trudne.

Projekt bez nazwy - 2024-04-23T173834.238.jpg
Fot. Canva/Liza Summer

A zatem wraz z wiekiem przeżywanie żałoby się zmienia?

Jeżeli chodzi o emocjonalny aspekt, to emocje są bez względu na wiek takie same. Może pojawić się żal, złość smutek. W dojrzałym wieku częściej pojawia się zaś poczucie winy.

Z czego to wynika? Za co obwiniamy się w żałobie?

To emocja, która pojawia się bardzo często. Zwłaszcza, jeżeli nasza bliska osoba, która odeszła, długo chorowała. Wtedy po jej śmierci może pojawić się intensywne poczucie, że można było coś jeszcze zrobić. Można było skorzystać jeszcze z jakichś innych metod leczenia, innej terapii medycznej. Próbujemy wmówić sobie, że zrobiliśmy za mało.

Choć tak naprawdę zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Jakie jeszcze nowe emocje mogą pojawić się po odejściu bliskiej osoby, z którą przeżyliśmy razem 30, 40 czy 50 lat?

To zależy od relacji, jaka panowała między nami. Jeżeli był to bliski związek, pełen zależności od siebie nawzajem, to może się okazać, że trzeba nauczyć się tego, jak to jest być nagle samej lub samemu.

Czasami żałoba uderza nas najmocniej w banalny sposób. Możemy nagle pomyśleć sobie: “kurczę, wśród tylu ludzi na świecie tylko on wiedział, jakie cukierki lubię”. A już go nie ma. Trudno jest, zwłaszcza w dojrzałym wieku, odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. 

To wymaga dużych zasobów i trudno o uniwersalne rady, co zrobić w takiej sytuacji. Nie trzeba jednak zamykać się z tymi przeżyciami i uczuciami. Trzeba próbować wychodzić na zewnątrz, nie zostawać samemu.

Idą zmiany na rynku pracy. Co piąta firma zatrudni osoby po 60-tce Niezwykłe zdjęcia z domu opieki. Tak pozowały modelki po 60-tce

Co "powinna" robić osoba w żałobie?

Czy odczuwanie żałoby jest inne w przypadku śmierci, a inne w przypadku np. niechcianego przez nas rozstania czy późnego rozwodu?

Jest podstawowa różnica. W przypadku śmierci bliska osoba bezpowrotnie odchodzi z naszego życia. Nie ma nadziei na powrót. Jeżeli chodzi zaś o rozwód, mogą pojawić się myśli “co by było…”. Możemy myśleć, czy jest coś, co można zrobić, aby dana osoba wróciła.

W żałobie po rozstaniu pojawia się często potrzeba i próba naprawiania: siebie albo związku. Trudno pogodzić się z tym, że ta druga osoba chciała się z nami rozstać, że miała ku temu jakiś powód. 

To może przynosić dodatkowe cierpienie. Wtedy trudniej nam zająć się sobą, bo nasza uwaga nakierowana jest na to, by powstrzymać tę - często złudną - nadzieję. Próbujemy zrobić coś, by ta osoba jeszcze wróciła.

Czasami w żałobie pomaga po pewnym czasie zmiana interpretacji naszej samotności i osamotnienia. Nadchodzi czas, by przyjrzeć się temu, kim byliśmy i jesteśmy, jaki jest sens mojego życia. Można spisać wspomnienia, prowadzić pamiętnik. Przekuć to w coś pozytywnego.

W obiegowym myśleniu to raczej nie kojarzy się z żałobą.

Jest dużo stereotypów na temat tego, jak osoba w żałobie “powinna” się zachowywać i co “powinna” robić. Krążące opinie popadają ze skrajności w skrajność. Z jednej strony możemy usłyszeć, że osoba w żałobie powinna wycofać się i nie korzystać z wielu aspektów życia. Że na przykład nie wolno jej tańczyć. Powinna być ubrana na czarno, pogrążyć się w smutku, rozpamiętywać, często odwiedzać cmentarz. Ale z drugiej strony pracując z osobami w żałobie wiemy, że jest różnie. Często pojawia się doświadczenie ulgi.

Z czym wiąże się ta ulga? To też stereotyp, że nie wiążemy żałoby z ulgą?

Wielu ludzi po śmierci kogoś bliskiego doświadcza ulgi, kiedy na przykład osoba zmarła była chora, a oni opiekowali się nią przez wiele lat. Zajmowało to całe ich życie i kosztowało wiele wysiłku, psychicznego i fizycznego. Uczucie ulgi jest autentyczne. Należy dać mu przestrzeń i zaakceptować to, że możemy ją poczuć.

Życie z osobą chorą czy niesamodzielną mogło wymagać zrezygnowania z pewnych aspektów życia, do których teraz będzie możliwy dostęp.  Bywa też tak, że osoba, która odeszła, była np. osobą przemocową, toksyczną, z którą nadal z różnych przyczyn dzieliliśmy życie, a często musieliśmy się nadal nią opiekować. Relacja przynosiła więc szereg negatywnych aspektów. I właśnie wtedy pojawia się ulga.

Nie jestem więc złym człowiekiem, bo czuję ulgę. Ważne jest dopuszczenie do siebie i zaakceptowanie tego, że mogę się tak czuć. Ważne jest też normalizowanie innych uczuć, które pojawiają się w żałobie. Nie tylko ulgi. Te emocje i odczucia mogą być bardzo różne. Zależą od indywidualnych cech, od naszego otoczenia, od relacji, jaka łączyła nas z osobą, która odeszła.

Projekt bez nazwy - 2024-04-23T173927.683.jpg
Fot. Canva/Lydia

Można odnieść wrażenie, że są pewne oczekiwania społeczne wobec tego, jak powinniśmy przeżywać naszą żałobę.

Bo z jednej strony może pojawić się presja typu “powinnaś płakać i pogrążyć się w smutku”, z drugiej możemy usłyszeć “musisz być silna dla dzieci” czy “dla wnuków”. Czyli oczekiwanie zupełnie odwrotne: nie wolno ci okazywać emocji. “Jak raz zaczniesz płakać, to nie przestaniesz”. To nie jest zdrowe. Nie jest zresztą zdrowe ani głębokie pogrążanie się w czarnej rozpaczy,  ani też udawanie, że jej nie ma.

Nie wmawiajmy sobie “dobra, to teraz biorę się w garść”, zajmę się wnukami i koniec. Nie ma tematu żałoby. Nie. Potrzebna jest przestrzeń, wypośrodkowanie tego, że zarówno może nie być to czas ani na tę czarną rozpacz, ani też na stuprocentową radość z życia.

Dla nas, jako osób w żałobie, najzdrowsze jest zapewnienie sobie indywidualnej przestrzeni na to, co naprawdę czujemy. I otwartość na to, że mogą być to różne przeżycia i emocje. 

Lepiej więc ugryźć się w język, zanim powiemy komuś w żałobie “weź się w garść”.

Przez takie uwagi osoba w żałobie może zacząć myśleć o sobie źle. Może dojść do wniosku, że robi coś niewłaściwie albo nie tak “jak wypada”. Mi się chce płakać, a tu mówią “nie płacz”. To może tylko utrudniać jej ten czas, który i tak jest już trudny do przeżycia.

Czyjąś żałobę można też łatwo zbagatelizować. Zwłaszcza, jeżeli pojawia się nie po odejściu człowieka, a po śmierci psa lub kota.

To też stereotyp, że po śmierci zwierzęcia “nie wypada” cierpieć tak, jak po odejściu człowieka. Bywa, że to cierpienie jest w takiej sytuacji umniejszane. Tymczasem w emocjonalnym aspekcie niewiele się różni od przeżywania żałoby po śmierci człowieka.

Z tego powodu osoby w żałobie dużo rzadziej zgłaszają się wtedy po pomoc, choć również należy im się wsparcie. To się jednak powoli zmienia. Nabieramy szacunku także wobec śmierci zwierząt. Rzadziej niż przed laty mówimy chociażby, że zwierzę “zdycha”. Mówimy, że umiera.

Wsparcie dla osób w żałobie: gdzie szukać pomocy?

Czy jest coś, co powinno nas niepokoić w naszej żałobie? Lub u bliskich, którzy ją przeżywają?

Chodzi na przykład o skrajności. Może to być np. skrajne oddanie się cierpieniu. Całkowite wycofanie się z innych aspektów życia. Zaniedbywanie swoich potrzeb i kontaktów społecznych na rzecz pogrążania się w smutku i rozpamiętywaniu.

Zdarza się, że osoby w skrajnej żałobie tworzą w domach coś w rodzaju ołtarzyków dla zmarłych. Może dochodzić też do przewartościowań, np. jeżeli chodzi o wiarę religijną. Bywa, że pojawiają się ataki paniki, myśli rezygnacyjne, poczucie utraty sensu życia.

Drugą niepokojącą skrajnością jest udawanie, że nic się nie stało. Może być to dowodem na to, że osoba tłumi w sobie silne emocje i uczucia, które kumulują się, a potem i tak z niej w jakiś sposób wyjdą. A mogą wyjść np. w postaci depresji. Istotne sygnały daje nam też nasze ciało. Może pojawić się bezsenność, brak apetytu. Mogą pogłębić się choroby somatyczne.

To są jasne sygnały, że potrzebne jest wsparcie, bo trudno będzie poradzić sobie samemu.

Co robić, jeżeli widzimy to u siebie lub bliskich?

Na pierwszej linii pomocy może być nawet lekarz pierwszego kontaktu. Może rozpoznać nasz stan i przekierować nas do psychologa, psychiatry lub psychoterapeuty.

Warto też pamiętać, że istnieje telefon wsparcia dla osób w żałobie. Bez względu na sytuację czy wiek możemy zadzwonić na numer fundacji Nagle Sami. Bezpłatny numer 800 108 108 działa od poniedziałku do piątku od 14:00 do 20:00.  

Dzwoniący będą wysłuchani i dostaną wsparcie, także na temat tego, gdzie można jeszcze szukać pomocy.

Czyli np. u psychoterapeutów. Tymczasem w Polsce wciąż bywa różnie, jeżeli chodzi o troskę o własne zdrowie psychiczne. Wiele osób unika uzyskania pomocy. A ze złamaną ręką idziemy przecież do lekarza.

Bywa tak, że osoby w dojrzałym wieku trudno namówić na terapię. Często słyszę np. że “syn mnie zapisał”. Z wiedzą o zdrowiu psychicznym, zwłaszcza wśród starszego pokolenia, jest jeszcze trochę do zrobienia.

Mamy kampanie społeczne o tym, jak nie dać oszukać się “na wnuczka”, jak nie paść ofiarą złodziei w internecie, a brakuje podobnej kampanii i szerzenia wiedzy o zdrowiu psychicznym. Kim jest psychoterapeuta? Kim psychiatra? Czym się zajmuje? 

Czasami wśród osób dojrzałych jest pewien opór, a może poczucie wstydu w związku  z wizytami u terapeuty czy psychologa. Może wynikać to z braku wiedzy.

Tymczasem o tę pomoc jest dziś łatwiej, bo spotkania i pomoc online są również możliwe. 

Prowadzimy je w fundacji Nagle Sami. Są równie skuteczne jak te w gabinecie, nie ma kolosalnych różnic. Korzystają z nich osoby w każdym wieku, także te najstarsze. Czasami mówią tylko, że córka czy syn pomogli im w umówieniu się czy ustawieniu kamery.

Musimy normalizować to, że wiek nie daje nam ochrony przed kryzysami psychicznymi, że cały czas jesteśmy czującymi istotami, i że czasami możemy sobie nie radzić z własnymi emocjami i przeżyciami. Wtedy trzeba sięgnąć po pomoc.

Projekt bez nazwy - 2024-04-23T174242.046.jpg
Fot. Canva/CzuCzuPL

Żałoba i śmierć: rozmowy trudne, ale ważne

Czy te trudności mogą też wynikać z tego, że nawet na co dzień mało rozmawiamy z bliskimi o śmierci?

To jest dużym tematem tabu. Nie lubimy mówić o tym, co trudne, o tym, co wiąże się z cierpieniem, z trudnymi przeżyciami. Unikamy tego. Dominuje podejście “szybkiego wzięcia tabletki przeciwbólowej”. Chwila i ból głowy znika. A tymczasem w przypadku śmierci i żałoby potrzeba czasu i nie ma tu cudownej pigułki. Potrzeba skoncentrowania uwagi na tym, co trudne. Nie da się temu zaradzić ot tak.

Straciliśmy kogoś, a to musi boleć. To dobrze, że boli. Ból po stracie znaczy, że życie jest wielką i cenną wartością, że ważne są dla nas więzi relacje z innymi. To mówi wiele o naszym człowieczeństwie.

Tymczasem, gdy starsi krewni czy znajomi zaczynają mówić “a po mojej śmierci…” czy “a kiedy ja już umrę….”, to zmieniamy temat na wygodniejszy.

A nie powinniśmy. Jest takie powszechne myślenie, że jeżeli pomyślę o czyjejś śmierci, to tak, jakbym sobie tego życzyła. Nie. To jest naturalne.

Jeżeli w naszym otoczeniu jest ktoś taki - wśród rodziców, dziadków, koleżanek czy kolegów - to dobrze jest pomyśleć o tym, co będzie z osobami, które po ich śmierci zostaną same. Może już teraz trzeba zatroszczyć się o to, jak wesprzeć tę osobę? Dać jej wsparcie społeczne, pomóc w szukaniu kontaktów towarzyskich, choćby w klubach seniora.

Nasza fundacja organizuje np. “Wieczory Nie Sami”. Spotykają się tam ludzie w różnym wieku, którzy doświadczyli straty. Można poznać osoby o podobnych przeżyciach, porozmawiać, albo posłuchać wykładu o zdrowiu psychicznym lub nawet obejrzeć wspólnie film. To daje bardzo dużo.

Myślę, że jest takie krzywdzące przekonanie, że senior to bierny człowiek. Że pewne rzeczy “w tym wieku” już są zakazane, że czegoś “nie wypada”. Tymczasem takie aktywizowanie, także przez spotkania i rozmowy na temat żałoby i śmierci, jest  niezwykle ważne. Nie można zaprzeczać, że żałoba i śmierć istnieją. Ktoś to ładnie powiedział: śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego częścią.

 

Projekt bez nazwy - 2024-04-23T172438.699.jpg
Fot. Agnieszka Romanek-Wdowicz/archiwum prywatne

Agnieszka Romanek-Wdowicz: psycholożka i psychoterapetuka, w fundacji Nagle Sami pracuje z osobami w żałobie. Pracuje pod regularną superwizją, zgodnie z Kodeksem Etycznym Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Gestalt. Swoje doświadczenie w zakresie wsparcia psychologicznego zdobywała pracując z dziećmi z trudnościami w rozwoju oraz ich rodzicami. Współpracowała z przedszkolami oraz poradniami w zakresie opiniowania i diagnozy dzieci. Ukończyła Szkołę Konsultacji Rodzicielskich w oparciu o rodzicielstwo bliskości. Prowadzi psychoterapię osób dorosłych. Psychoterapia jest dla niej bliskim spotkaniem dwojga ludzie, pełnym akceptacji, zrozumienia i bezpieczeństwa.