Gdy odszedł mój mąż, koleżanka powiedziała dwa słowa. "Nie mogłam w to uwierzyć"
Mówi się, że prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu. Gdy ukochana osoba odchodzi, wtedy wsparcie bliskich jest nieocenione. I właśnie na taką pomoc liczyła nasza czytelniczka Ewa, która postanowiła podzielić się z nami swoją historią. Niestety, nie wszystko wyszło tak, jak się spodziewała.
"Byliśmy razem ponad 30 lat. Czułam, że spotkałam bratnią duszę"
Ewa poznała swojego męża Andrzeja jeszcze na studiach. Oboje uczyli się na tym samym uniwersytecie, chociaż na innych wydziałach. Ewa studiowała filologię polską, a Andrzej historię.
Jak dzisiaj pamiętam potańcówkę, na której nas sobie przedstawiono, pamiętam jego nieziemskie niebieskie oczy i "to coś" w spojrzeniu, co od razu mnie urzekło. Świetnie nam się rozmawiało i od pierwszych chwil wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. To jest to uczucie, gdy spotykasz swoją bratnią duszę, kogoś, na kogo nawet nie wiedziałeś, że czekałeś całe życie — pisze Ewa.
Młodzi szybko się pobrali, a już po roku od ślubu na świecie pojawił się ich syn, Franek. Mimo że w domu nigdy się nie przelewało, to byli idealnym przykładem kochającej się i wspierającej rodziny.
Wiadomo, kłótnie zawsze się zdarzały, jak wszędzie. Ale zawsze też wiedzieliśmy, że możemy na siebie bezsprzecznie liczyć. Choćbyśmy mieli za sobą największą awanturę, to w trudnych chwilach zapominaliśmy o tym, co złe i dawaliśmy sobie wzajemne oparcie i miłość — przyznaje ze wzruszeniem pani Ewa.
Niestety, nie było im dane cieszyć się tym szczęściem do później starości. W pewnym momencie wydarzyło się bowiem coś, co na zawsze odmieniło ich losy.
To stało się nagle. Gdy mąż zmarł świat zawalił mi się na głowę
W tym dniu Ewa wzięła sobie wolne z pracy. Zbliżały się wakacje, więc w szkole, w której pracowała i tak było mniej uczniów, a cały materiał został już przerobiony. Andrzej z kolei dorabiał sobie akurat na budowie. Mimo że skończył historię, łapał jakąkolwiek dodatkową fuchę, dzięki które udawało im się jakoś wiązać koniec z końcem. Kobieta stała akurat w kuchni zastanawiając się nad tym, co przygotować na obiad, gdy nagle zadzwonił telefon.
Tak naprawdę niewiele pamiętam. W słuchawce usłyszałam głos szefa mojego męża. Jak przez mgłę pamiętam, że mówił coś o nieszczęśliwym wypadku, o tym, że Andrzej spadł z rusztowania, a wezwanym na miejsce lekarzom, mimo reanimacji nie udało się go uratować. Poczułam, że nogi mam jak z waty i osunęłam się na podłogę. Czułam się, jakbym odpłynęła z tego świata, nie było mnie tam, nie było mnie nigdzie. Nic do mnie nie docierało — wspomina z rozpaczą Ewa.
Kolejnych dni do pogrzebu kobieta praktycznie nie pamięta. Wszystkim zajął się jej 28-letni syn z narzeczoną.
Pamiętam jak stałam nad trumną i wgapiałam się w nią bezmyślnie. Nie mogłam uwierzyć, że leży tam mój Andrzej. Mój ukochany, mój przyjaciel, partner, mój najlepszy kumpel, moje wsparcie i mój dom. To nie mogło być prawdą. Nawet nie potrafiłam płakać, byłam jak zahipnotyzowana. To się po prostu nie działo. To się po prostu nie mogło dziać — przyznaje.
Dopiero po pogrzebie i powrocie do pustego domu Ewa odzyskała świadomość tego, co się wydarzyło.
Wtedy zaczęłam płakać, zanosić się szlochem. Nie potrafiłam się uspokoić. Dopiero końska dawka leków sprowadziła mnie na ziemie. A raczej do łóżka. Gdy się położyłam, nie wstałam przez kolejny dzień.
Ewa zamknęła się w domu i przez pierwsze dni odwiedzał ją jedynie syn. Dopiero po tygodniu zdecydowała się odezwać do przyjaciółki, która codziennie dzwoniła i pisała próboując pocieszyć zdruzgotaną wdowę.
Byliśmy razem ponad 30 lat. Gdy mąż zmarł świat zawalił mi się na głowę"
Ewa wreszcie zdecydowała się spotkać z przyjaciółką. Wiedziała, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzi, że potrzebuje kogoś, kto pomoże jej zrozumieć emocje, uporać się z nimi i da wsparcie w tej najtrudniejszej chwili.
Gdy Jadwiga mnie przytuliła, od razu zaczęłam płakać. Czułam się jak małe, bezbronne skrzywdzone dziecko. Tak bardzo potrzebowałam dobrego słowa. W sumie nie wiem, na co liczyłam, bo nic nie przynosiłoby mi ukojenia. Ale chyba chciałam zrozumienia, akceptacji mojego bólu - przyznaje kobieta.
Niestety Jadwiga, mimo najszczerszych chęci, nie potrafi wczuć się w sytuację Ewy. Sama od dawna była po rozwodzie i co chwilę spotykała się z innymi mężczyznami, więc nie była w stanie zrozumieć tego, co przeżywa Ewa.
Właśnie wtedy powiedziała mi coś, czego nie zapomnę do końca życia. Jak gdyby nigdy nic odsunęła mnie od siebie, spojrzała prosto w oczy i powiedziała, żebym się już nie martwiła, bo jestem piękną kobietą i "znajdę innego". Te słowa uderzyły mnie jak obuchem! Jak miałabym myśleć o innym, kiedy miłość mojego życia spoczęła pod ziemią? Wtedy zrozumiałam, że Jadwiga nigdy nie kochała i żadna osoba, która nie przeszła tego co ja, nie będzie w stanie zrozumieć mojego bólu — przyznała Ewa.
Kobieta na jakiś czas zerwała kontakty z przyjaciółką, a po miesiącu dołączyła do grup wsparcia osób po stracie najbliższych. To tam trafiła na kobiety i mężczyzn, którzy mieli podobne doświadczenia i to właśnie oni udzielili jej największego wsparcia. Chociaż, jak sama przyznała: to ból, który już nigdy nie da o sobie zapomnieć.