Robiła jajecznicę z 3 jajek dla 8 osób. Sama zajadała się szynką. "Nie mogę jej tego wybaczyć"
Podobno każda matka jest w stanie zrobić wszystko, co najlepsze dla swojego dziecka. Niestety, czas pokazuje, że nie każda, a niektóre z nich przedkładają swoje dobro i wygodę nad komfort dzieci. Historia pani Krystyny, którą postanowiła się z nami podzielić, jest tego idealnym przykładem.
W domu się nie przelewało, ale mama myślała tylko o sobie
Dzisiaj Krystyna jest już po pięćdziesiątce, ale wciąż z żalem w oczach wraca do wspomnień z dzieciństwa. Czasy były trudne, w sklepach brakowało produktów, w tym podstawowej żywności, a u nich w domu było aż dziesięć osób do wykarmienia: Krystyna, jej rodzice i ośmioro rodzeństwa.
"Wtedy wszystkie rodziny były duże, rzadko zdarzało się, że ktoś miał tylko jedno dziecko. Ja byłam najmłodsza z rodzeństwa, a z najstarszą siostrą dzieliło mnie aż dwadzieścia lat różnicy. Teraz może się wydawać to fajne, dużo się dzieje, jest z kim porozmawiać, z kim się pobawić. Ale ze mną tak naprawdę nikt nie chciał się bawić. Byłam najmłodsza, trzeba było się mną opiekować, a matka zrzucała ten obowiązek na moje siostry i braci. Dlatego niespecjalnie mnie lubili, przeszkadzałam im" - przyznaje ze smutkiem Krystyna.
Co w tym czasie robiła jej mama? Nie pracowała na pełen etat, czasami tylko dorabiała w pralni lub w szwalni. Lubiła za to spotykać się z koleżankami i przesiadywać na ganku. Ojciec Krystyny prawie cały dniami przebywał poza domem, by zarobić na chleb. Jak przyznaje kobieta: czasem nawet nie wiedział, co dzieje się w domu.
"Jedliśmy resztki, ale nie narzekaliśmy"
Krystynie najtrudniej wspominać momenty posiłków. Jak sama przyznaje, do dziś ma ogromny szacunek do jedzenia, nie jest w stanie wyrzucić choćby okruszka, a na masło czy wędliny patrzy wręcz z uwielbieniem.
"Dobrze pamiętam niedzielne poranki, gdy mama przygotowywała dla nas jajecznicę. Chociaż "jajecznica" to chyba za dużo powiedziane. Dla ośmiorga swoich dzieci robiła ją zaledwie z trzech jajek! Do tego ogromna ilość mąki, wody i trochę mleka - żeby było więcej i żeby każdy z nas dostał coś na talerzu. Wyglądało to okropnie, a jeszcze gorzej smakowało. Chociaż wtedy zjedlibyśmy wszystko, takie były czasy. Nie mogliśmy wybrzydzać - opowiada Krystyna.
Jednak nie to było najgorsze. Jak przyznaje kobieta, ona i jej rodzeństwo nie było wymagające, dzieci potrafiły zrozumieć, że sytuacja jest trudna, a rodzice robią wszystko, by w jak najlepszym stopniu o nich zadbać. Wszystko zmieniło się pewnego wieczora.
"Nigdy nie zapomnę widoku rodziców w kuchni. My mogliśmy o tym tylko pomarzyć"
We wspomnieniach Krystyny ten dzień to przełom. Wtedy zrozumiała, że rodzice, a szczególnie matka, która zarządzała domowymi posiłkami, nigdy nie pokocha dzieci bardziej niż siebie. Jak przyznaje, to moment, w którym odkryła, że więź łącząca ją z rodzicielką tak naprawdę nie istnieje.
Był późny wieczór. Spaliśmy już, gdy nagle przebudziłam się i usłyszałam głosy dochodzące z kuchni. Jak to dziecko, postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. I tego co zobaczyłam nie zapomnę chyba nigdy. Przyznaję: byłam głodna, tak samo zresztą jak bracia i siostry, bo po jajecznicy, którą dostaliśmy rano, później zjedliśmy może tylko kromkę chleba i jakąś zupę, która bardziej przypominała wodny wywar niż porządny posiłek. A wtedy, wieczorem, w tej naszej małej kuchni, zobaczyłam jak mama z ojcem jedzą... szynkę. Piękną, różową, pachnącą szynkę. Zachciało mi się płakać. Nie powiedziałam jednak nic, tylko wróciłam do swojego pokoju. Pamiętam, że nie mogłam wtedy spać. Nie wiem czy z żalu, czy z głodu, czy przez uporczywe myśli o tej nieszczęsnej szynce - wspomina Krystyna.
Jak opowiada pani Krystyna, później jeszcze wiele razy była świadkiem podobnych sytuacji. Wiedziała, że gdy dzieci idą spać, a w kuchni zapala się światło, matka z ojcem siadają do prawdziwej kolacji. Takiej, o której młodsza część rodziny mogła tylko pomarzyć. Teraz to już tylko wspomnienia, a ona sama stara się być jak najlepszą matką oraz babcią dla swoich dzieci i wnuków.