Silver.Lelum.pl > Z życia wzięte > "Syn dzwoni, a ja udaję, że mnie nie ma". Wizyty dzieci mogą być kłopotem
Łukasz Jadaś
Łukasz Jadaś 09.05.2024 11:17

"Syn dzwoni, a ja udaję, że mnie nie ma". Wizyty dzieci mogą być kłopotem

Smutna kobieta
Fot. Pexels/Kampus Production

Odwiedziny dorosłych dzieci to nie zawsze radosne przeżycie dla rodziców. Pani Beata, nasza czytelniczka, podzieliła się z nami bolesnym osobistym doświadczeniem. Przyznała, że od kilku miesięcy zdarza się jej unikać syna i synowej. Ich wizyty to dla pani Beaty wielki problem.

Pani Beata chowa się przed własnym synem. Dlaczego?

Gdy pukają do drzwi, pani Beata udaje, że nie ma jej w domu. Gdy dzwonią, nie odbiera telefonu. Zdarzało się jej nawet wyłączać smartfon na cały dzień. Dlaczego pani Beata chowa się przed własnym synem i jego rodziną? Powód jest prozaiczny, ale dla pani Beaty niezwykle dotkliwy.

Czytelniczka podzieliła się swoją historią pisząc list na adres [email protected]. Jeżeli również chcesz opowiedzieć o swoich doświadczeniach na każdy temat, zachęcamy do kontaktu.

Projekt bez nazwy - 2024-05-09T111352.798.jpg
Fot. Canva/Pexelshot
Była w apteczce każdej babci. Skarb z PRL, o którym krążyły legendy "Zbierałam paragony za zachcianki wnuczki". Synowa nie mogła tego zrozumieć

Dzieci odwiedzają ją tylko na obiady?

Jak wyznała nam pani Beata, chodzi o pieniądze. Ilekroć jej syn i synowa z wnuczkiem odwiedzają ją w domu, dostają obiad, jedzą deser, piją kawę, a nierzadko wnuczek dostaje od babci skromne kieszonkowe. Pani Beata czuje, że ma obowiązek ugościć rodzinę, ale po prostu - jak pisze - "nie daje już rady finansowo".

Czasami mam wrażenie, że dzieci przychodzą tylko po to, by się najeść. Raz nagotowaliśmy sobie z mężem krupniku na trzy dni. Gdzie tam. Przyszedł syn i wszystko zniknęło jednego dnia. Zjedli u mnie i dałam im jeszcze w słoiku do domu. Zostaliśmy z mężem bez jedzenia, nie chcieliśmy znowu wydawać pieniędzy i przez resztę tygodnia żyliśmy właściwie na samych kanapkach - pisze pani Beata.

Jak zdradza pani Beata, nie ma serca odmawiać synowi, ale też wstydzi się mu przyznać, że czasami brakuje jej pieniędzy do kolejnej emerytury

Pani Beata nie może sponsorować obiadów całej rodzinie

"Nie mamy głodowych emerytur, ale też nie są to przecież bajońskie sumy. Rachunki, opłaty, leki - to wszystko kosztuje. Utrzymamy się z mężem we dwójkę, ale na wyżywienie reszty rodziny to za mało" - czytamy we wiadomości od pani Beaty.

Dlatego pani Beata woli unikać kontaktu z synem niż sprawić, by wyszli od niej głodni i rozczarowani. 

"Żartuję z mężem, że nasza lodówka wygląda po tych wizytach jak po ataku szarańczy" - pisze pani Beata. Najwyraźniej jest jednak w tym dużo prawdy, skoro po wizytach dzieci nasza czytelniczka i jej mąż zostają z pustymi rękami. Muszą jeść byle co zamiast obiadów, które przygotowali dla siebie.

Pani Beata kończy swoją wiadomość smutną uwagą o tym, że może spojrzałaby na tę sprawę inaczej, gdyby syn z synową czasem zaprosili ich na obiad do siebie. "Nigdy to się nie zdarzyło, odkąd pamiętam" - zaznacza nasza czytelniczka.