"Teściowa robiła zdjęcia mojej córce. Myślałam, że chce mieć pamiątkę"
"Nigdy w życiu tak się nie bałam o córkę (…) Koszmar" - tak swój urlop we Władysławowie podsumowała pani Anna. Jak wynika z komentarza naszej czytelniczki, rodzinny wypoczynek nad Bałtykiem przybrał dramatyczny obrót. "Widziałam, że teściowa codziennie robiła jej zdjęcia. Aż do tamtej pory nie wiedziałam, o co chodzi" - dodaje i opowiada, co wydarzyło się na wakacjach.
Rodzinne wakacje przerwane przez stresujące zdarzenie
Pani Anna wybrała się na wakacje razem z trzyletnią córką , ze swoją siostrą i teściami. "Mężowi wypadło coś w pracy i dojechał do nas w połowie urlopu (…) Zuzia uwielbia towarzystwo cioci i dziadków, więc szybko zapomniała o tęsknocie" - pisze pani Anna.
Pierwsze dni nad Bałtykiem były więcej niż udane. Zabawa, relaks, wypoczynek, piękna pogoda. Pani Anna zauważyła jednak coś nietypowego. Chodziło o zachowanie teściowej.
"To powtarzało się każdego ranka (…) Zaraz po śniadaniu, jak już wychodziliśmy na plażę, teściowa robiła Zuzi zdjęcie. Albo chciała, żebyśmy wszyscy razem się ustawili (…) Dziwiło mnie to, że tak nalega, ale myślałam, że chce po prostu mieć pamiątkę albo wysyła koleżankom na Messengerze" - dodaje.
Okazało się, że niewinny zwyczaj nie był tym, za co brała go pani Anna. Wszystko wyjaśniło się w dramatycznych okolicznościach.
"Myślałam, że jest z dziadkiem". Trzylatka zgubiła się na deptaku
"Pogoda była tego dnia kiepska, ale i tak zaplanowaliśmy spacer (…) Ja krzątałam się w kuchni i zmywałam, a Zuzia, moja siostra i teściowie już szykowali się do wyjścia (…) Ciocia ubrała małą, teściowa spakowała przekąski (…) oczywiście zrobiła obowiązkową fotkę Zuzi , ja się szybko ogarnęłam i ruszyliśmy deptakiem w kierunku plaży. We czwórkę, bo siostra postanowiła jeszcze pospać" - opisuje pani Anna.
To, co stało się później, pani Anna do dziś wspomina z wielką trwogą.
"Zatrzymaliśmy się na deptaku przy różnych stoiskach (…) Teść zaczął oglądać książki i Zuzia od razu też się nimi zaciekawiła (…), ja z teściową rozglądałyśmy się za magnesami na lodówki (…) W pewnym momencie podszedł do nas teść. Coś we mnie zadrżało. Nie było z nim Zuzi, ani też nigdzie dookoła" - pisze pani Anna.
"Myślałam, że poszła z dziadkiem , a dziadek myślał, że jest ze mną" - tłumaczy. Z opisu pani Anny wynika, że zaczęli ją wołać i rozglądać się po okolicy. Ani śladu.
"Podbiegłam pod lodziarnię, pod którą wcześniej byłyśmy, i pod sklep spożywczy (...) Nic. Potem plac zabaw (...) Zaczęłam pytać ludzi, czy nie widzieli dziewczynki, i wtedy coś mnie tknęło. Tam było wszędzie mnóstwo dzieci. A ja nie miałam nawet pojęcia, w co Zuzia jest ubrana (...) Potem do mnie dotarło, że ubierała ją siostra, a ja ze stresu po prostu miałam pustkę w głowie" - czytamy.
I wtedy okazało się, że teściowa pani Anny zachowała zimną krew . Znalazła w telefonie zdjęcie Zuzi, które zrobiła na chwilę przed wyjściem. Wysłała je od razu pani Annie i jej teściowi. Pokazywali je przechodniom i ludziom, którzy chodzili po deptaku wokół stoisk.
Wszystko skończyło się dobrze. Zdjęcie pomogło
W pewnym momencie do przerażonej pani Anny podbiegła kobieta .
Rzuciła tylko okiem na zdjęcie i powiedziała "spokojnie kochana, wszystko jest dobrze". Doskonale to pamiętam, bo kamień spadł mi z serca (...) Okazało się, że widziała Zuzię dosłownie minutę temu" - pisze pani Anna.
Kobieta wskazała pani Annie miejsce i za chwilę wszystko miało swój szczęśliwy finał . Jak się okazało, córeczka pani Anny podbiegła pod jeden z automatów z grami i obserwowała, jak inna dziewczynka gra z tatą w cymbergaja.
"Tamta rodzina zaniepokoiła się, że Zuzia jest sama, a ona już nie potrafiła nas znaleźć (...) Zaczęli sami nas szukać (…), poprosili knajpę, by ogłosiła to przez głośnik, i już chcieli zadzwonić na policję, ale znaleźliśmy ich wcześniej" - czytamy.
"Nigdy w życiu tak się nie bałam o córkę (…) Koszmar" - podkreśla pani Anna.
Gdy emocje już opadły, pani Anna zrozumiała, po co teściowa robiła codziennie zdjęcia Zuzi. "Na wszelki wypadek. Koleżanka mi tak poradziła, no i teraz musimy chyba jej podziękować (…) Raz na wycieczce szkolnej jej wnuczki tak samo robiła nauczycielka - robiła zdjęcie całej grupie, na wypadek, gdyby ktoś się zgubił" - potwierdziła potem w rozmowie z panią Anną.
"Od tamtej pory radzę to robić wszystkim. Czasami nawet nie chodzi o dziecko, ale przecież różne rzeczy się zdarzają (...) To zajmie chwilę, a będziemy mieć pod ręką najnowsze zdjęcie każdego z rodziny. Oby się nie przydało. W najlepszym razie zostanie dobra, rodzinna fotografia z wakacji" - radzi pani Anna.