"Zabrałam jabłka z kosza za Biedronką". Sąsiadka obraziła się na amen
W Polsce każdego roku marnuje się prawie 4,8 mln ton żywności. Mnóstwo jedzenia, które trafia na śmietnik, wciąż nadaje się do spożycia. Do tej smutnej statystyki nawiązuje wiadomość od naszej czytelniczki. Pani Ania postanowiła uratować owoce, które znalazła w koszu za Biedronką. Nie spodziewała się takiej reakcji swojej znajomej.
Uratowała wyrzucone jedzenie. Co ją spotkało?
"Wyszłam z Biedronki z zakupami i po drodze do auta zauważyłam, że przy koszach leżą skrzynki pełne jabłek" - pisze do nas pani Anna. Pani Anna przyjrzała się im bliżej i zauważyła, że większość z nich wygląda dobrze. "Nie były ani zgniłe, najwyżej trochę poobijane" - pisze nasza czytelniczka.
Pani Anna chwilę się wahała, ale uznała, że jabłka nie mogą się zmarnować. Zabrała prawie całą skrzynkę i załadowała ją do bagażnika. "Na pewno dobrze ponad 3 kilogramy" - pisze. "Słyszałam, że sklepy często pozbywają się owoców i warzyw, które się zepsują. Ale z tymi nie było nic złego" - czytamy.
W domu pani Anna zrobiła szarlotkę. I potem gorzko tego pożałowała.
Sąsiadka była przerażona. "Prawie wypluła"
"Upiekłam ciasto, które potem stało się sensacją" - pisze pani Anna. Jak bowiem tłumaczy, tego samego wieczoru odwiedziła ją sąsiadka. Poczęstowała ją świeżą szarlotką, a ta "nie mogła się nachwalić, jaka pyszna". "Prosiła mnie nawet o przepis" - dodaje pani Anna.
Gdy zjadły po dwa kawałki, pani Anna postanowiła pochwalić się, ile zapłaciła za składniki. Wyszły grosze. "Gdy dodałam, że jabłka miałam za darmo, zapytała, od kogo dostałam" - pisze pani Anna. "I wtedy się zaczęło".
Gdy pani Anna ujawniła, że jabłka na szarlotkę zabrała ze śmietnika za sklepem, sąsiadka "prawie wyplułaby ciasto, gdyby nadal je jadła" - pisze nasza czytelniczka. Jak wynika z relacji, kobieta nie mogła uwierzyć, że pani Anna "grzebie po śmietnikach" i że "nakarmiła ją śmieciami".
"Wyszła obrażona, choć jeszcze pięć minut temu się zajadała" - pisze pani Anna. "Nie rozumiem tej reakcji" - dodaje.
Pani Anna nie rozumie reakcji sąsiadki
Jak podkreśla pani Anna, "zrozumiałaby, gdyby jabłka były nieświeże, zgniłe czy zepsute". Jednak były to zdrowe i świeże owoce, które na dodatek były przecież wysmażone i upieczone. Pani Anna każdy owoc dokładnie przejrzała. "To zwykłe owoce, jak prosto ze sklepu. Nie rozumiem obrzydzenia" - dodaje.
"Chciałam tylko uratować dobre owoce. A na drugi dzień zaczepiła mnie inna sąsiadka, które już złośliwie żartowała, że podobno robię szarlotkę ze śmieci" - pisze pani Anna. "Z ludźmi jest coś nie tak. Narzekają, że mało zarabiają, mają słabe emerytury, że jedzenie jest drogie, a sami nie potrafią oszczędzać żywności i nie mają do niej szacunku" - konkluduje nasza czytelniczka.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Wyślij wiadomość na [email protected].