"Mąż o siebie nie dba. Jego brzuch omal nie zrujnował nam wakacji"
Kiedy się poznaliśmy, Dariusz był najbardziej pożądanym facetem na osiedlu. Świetna figura, zabójcze spojrzenie i uśmiech, przy którym aż miękły kolana. Niestety, po ślubie wszystko się zmieniło. Teraz duży brzuch zdaje się nie robić na nim żadnego wrażenia, a ja... przez to mało nie spaliłam się ze wstydu! Niewiele brakowało, żeby nasze wakacje byłyby zrujnowane.
Zdobył mnie i przestał się starać. Teraz tylko siedzi przed telewizorem
Przedstawiamy historię pani Kingi, 50-latki z Krakowa, która postanowiła podzielić się z nami tym, co jej się przydarzyło. Jeśli i ty chciałabyś opowiedzieć nam coś ciekawego, napisz na adres redakcja@lelum.pl.
Ja wiem, że sielanka wiecznie trwać nie może, że ludzie się starzeją i zmieniają. Ale to co wyprawia mój mąż przechodzi ludzkie pojęcie! Kiedyś Dariusz był naprawdę przystojnym mężczyzną, a gdy szedł po ulicy oglądały się za nim prawie wszystkie kobiety. Nic dziwnego, trzy razy w tygodniu chodził na siłownię, do tego biegał i jeździł na rowerze, więc ciało miał niczym grecki bóg! Szkoda tylko, że niedługo po ślubie praktycznie przestał się starać. Zasiadł przed telewizorem i tak siedzi już od 20 lat.
Teraz Dariusz jest dużym, żeby nie powiedzieć "rozlazłym" facetem. Waży grubo ponad 130 kilogramów i zdaje się, że zupełnie nic sobie z tego nie robi. Nie przeszkadza mu wieczne zmęczenie, brak sił, problemy z poruszaniem się, a nawet nasilające się kłopoty ze zdrowiem . Jego ulubionym zajęciem jest siedzenie na kanapie z kuflem piwa w ręku. Kiedyś jeszcze walczyłam o to, by trochę się ruszył, ale już dawno zrozumiałam, że jest to walka z wiatrakami.
Czytaj też:
"Córka zabrała mnie do Ustki". Wsiadła do auta i ją zatkało. "Ale mnie wystawiła"
Pojechałam z mężem na wakacje, a on... nie zmieścił się w drzwiach!
W ubiegłym roku zdecydowaliśmy się z mężem pojechać na wakacje nad morze. Wybraliśmy urlop u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech, gdzie na plażach nie ma aż takiego tłoku jak u nas. Poza tym, całe życie uczę języka niemieckiego, więc komunikacja nie stanowiła dla nas żadnego problemu. Znaleźliśmy świetny, nieduży hotelik tuż przy samym morzu, z ogródkiem i miejscem na grilla. Niestety, gdy pojawiliśmy się na miejscu, wydarzyło się coś, czego żadne z nas nie mogło przewidzieć.
Jak się okazało, żeby dostać się do pensjonatu, trzeba było najpierw przejść przez bramę prowadzącą na ogród. I tu zaczęły się nasze problemy. Bramę dostrzegłam z daleka, nie była to zwykła mała furtka, którą można przeskoczyć, lecz wejście otoczone wysokim, betonowym murem. Niestety, okazało się bardzo wąskie... na tyle wąskie, że Dariusz nie mógł się w nie wcisnąć! Jego ogromny brzuch nie pozwalał mu nawet zbliżyć się do drzwiczek. I co my teraz zrobimy? Byłam przerażona.
Ludzie dookoła zatrzymywali się, by zobaczyć co zrobimy
Gdy Dariusz usiłować "wciągnąć" brzuch (co w jego przypadku było niewykonalne) ja dosłownie paliłam się ze wstydu. Ludzie idący na plażę zatrzymywali się i patrzyli na nas, niektórzy się śmiali, inni mieli współczujący wyraz twarzy. Nie dziwę się, cały ten obrazek musiał wyglądać komicznie: pan w dojrzałym wieku usiłuje wcisnąć się w bramę, kombinując raz z jednej, raz z drugiej strony. W przeciwieństwie do mnie Dariusz miał z tego niezły ubaw.
Ciekawe czy będzie się śmiał, jak będziemy musieli nocować na plaży - myślałam wtedy z wściekłością.
Byłam przekonana, że będziemy musieli wracać. W końcu nie ma takiej możliwości, by schudnąć w parę godzin! Zrezygnowana wybrałam więc numer do właściciela pensjonatu i powiedziałam mu, co się dzieje. W słuchawce słyszałam tylko, jak próbuje powstrzymać śmiech. Na szczęście jednak udało się znaleźć rozwiązanie - był nim garaż dla samochodów zlokalizowany z drugiej strony, który łączył się z wejściem do pensjonatu. Tam wejście było już normalnych rozmiarów. Byliśmy chyba jedynymi gośćmi hotelu, którzy przez cały pobyt wchodzili do pokoju garażem!